Kopa Biskupia to na całej Opolszczyźnie najlepsze miejsce do nadawania na radiowych falach. Ponad 900 metrów nad poziomem morza, żadnych przeszkód terenowych aż do Opola i dalej.
Walory szczytu Kopy Biskupiej odkryli radioamatorzy, którzy w latach 80-tych XX wieku przynieśli tu kawałek rury i wkopali w ziemię, żeby maszt do nadawania był wyższy. Żeby nie moknąć w deszczowe noce zbudowali obok drewnianą budkę.
- Pytaliśmy wtedy o zgodę Wojska Ochrony Pogranicza, Nadleśnictwo Prudnik i dyrekcję Parku Krajobrazowego Góry Opawskie. Wszyscy byli za – wspomina Andrzej Perucki, radioamator z Głuchołaz. – WOP dał nawet drewno na budowę budki i pomagał w transporcie.
W kolejnych latach maszt został przebudowany na wyższy i stabilniejszy. Pomagali radioamatorzy z Czech, którzy dostarczyli liny i kotwy do ustabilizowania konstrukcji. Z Czech puszczono też przez granicę kabel z zasilaniem w energię.
Wszystko budowano społecznie, za cichą zgodą instytucji. Formalnie jednak nikt ani wtedy, ani później nie uzyskał pozwolenia na budowę oraz umowy z nadleśnictwem o udostępnieniu terenu.
Maszt jednak pełni ważną rolę, nie tylko dla amatorów krótkofalarstwa. W sytuacjach kryzysowych zapewnia łączność całej południowej Opolszczyzny i sąsiednich terenów w Czechach.
Ktoś jednak napisał donos do Nadleśnictwa Prudnik i nadleśnictwo zaczęło sprawę wyjaśniać. Nadleśniczy z Prudnika wystąpił do związku krótkofalarzy o uregulowanie prawa do zajmowanego terenu, na przykład poprzez podpisanie z lasami państwowymi umowy użyczenia czy dzierżawy.
Chce też, aby budowla została zalegalizowana przez nadzór budowlany. Procedura jest możliwa do przejścia, choć skomplikowana i kosztowna, bo wymaga sporządzenia dokumentacji.
Na kolejnym etapie sam Minister Środowiska będzie też musiał wydać zgodę na wyłączenie skrawka terenu z produkcji leśnej. Problem w tym, że krótkofalowcy nie mają pieniędzy, żeby to wszystko przeprowadzić.
- Pewną furtkę daje nam ustawa o ochronie granic, bowiem maszt i budka znajdują się w pasie drogi granicznej – tłumaczy Andrzej Perucki. – Jeśli komendant Śląskiego Oddziału Straży Granicznej uzna, że jest to urządzenie niezbędne dla ochrony granic, to wtedy zostanie ono wyłączone spod jurysdykcji cywilnej i będzie mogło dalej funkcjonować. Tak jak czołgi, które też nie potrzebują cywilnych badań technicznych.
Zarząd opolskiego okręgu Polskiego Związku Krótkofalowców napisał do komendanta SG w Raciborzu taki wniosek. Czekają na odpowiedź.
- Nam ten obiekt nie przeszkadza w gospodarce leśnej. Nikt nie chce go burzyć. Chcemy tylko, żeby został zalegalizowany – komentuje Jarosław Myśliński, nadleśniczy Nadleśnictwa Prudnik. – Obiekt był rozbudowywany stopniowo i pewnie dlatego nikt wcześniej nie zauważył problemu. Teraz jednak jest imponujący i nie możemy udawać, że go nie widzimy. Będziemy szukać rozwiązań.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?